Nawet najlepszych zabija prędkość

Rozliczenia
Przejdź do treści

Nawet najlepszych zabija prędkość

Fundacja Pomocy Ofiarom Wypadków Drogowych
Opublikowane według Amber w Bezpieczeństwo · 11 Sierpień 2016
Tags: F1Formuła1GrandProxJulesBianchikierowcoMarussiaF1TeamniebezpiecznaprędkośćPrędkośćzabijaproszęzwolnij
O tym jak niebezpieczna potrafi być prędkość, chyba nikomu nie trzeba mówić. Codziennie na polskich drogach ginie ktoś, tylko dla tego, że jakiś kierowca zbytnio się spieszył. Niechlubne statystyki pokazują, że w naszym kraju panuje ciche przyzwolenie na łamanie ograniczeń prędkości.
„Prędkość zabija”- ten slogan powtarzany jest jak mantra. Jednak czy wiesz, że samochody poruszające się po drogach nie są przystosowanie do zderzeń przy dużych prędkościach? Zdecydowana większość systemów ratujących życie kierowcy i pasażerom realnie działa do około 100 km/h. Powyżej tej wartości zaczyna się już pewna loteria. Wynika to z fizyki. Energia, która działa na ciało człowieka przy tak dużej prędkości, może doprowadzić do uszkodzeń narządów wewnętrznych co, jak nietrudno się domyśleć, może być śmiertelne.
Niestety o działaniu fizyki przekonaliśmy się dwa lata temu za sprawą francuskiego kierowcy Formuły 1. Nazywał się on Jules Bianchi i reprezentował barwy Marussia F1 Team. W czasie wyścigu o Grand Prix Japonii na torze Suzuka uderzył w stojący na poboczu bolid innego kierowcy, który uległ wcześniej awarii. Do zdarzenia doszło na łagodnym łuku, po którym pędził z prędkością około 200 km/h. Specjaliści, którzy analizowali przebieg wypadku obliczyli, że na ciało zawodnika oddziaływało przeciążenie wynoszące aż 254G! Dla porównania piloci myśliwców zmagają się z wartościami około 20G. Natomiast przy przeciążeniu wynoszącym dokładnie 46,2G- podpułkownikowi Johnowi Stappowi popękały naczynia krwionośne w gałkach ocznych, co spowodowało czasową utratę wzroku. Oficjalny rekord należy do innego kierowcy wyścigowego- Kennego Bracka- i było do równy 214G. Niestety Szwed na skutek sił oddziałujących na jego ciało doznał licznych obrażeń, w tym wielu złamań.
    Wypadek Julesa był szokiem dla całego świata sportów motorowych. Od roku 1994, kiedy to na torze Imola zginął słynny brazylijski zawodnik Ayrton Senna, wprowadzono wiele zmian w przepisach i konstrukcji bolidów. Wszystkie teamy poświeciły setki milionów dolarów aby opracować rozwiązania, które raz na zawsze miały zapewnić kierowcom bezpieczeństwo.  To właśnie wtedy wymyślono i zbudowano monokok. Jest to specjalny rodzaj nadwozia, który dzięki licznym wzmocnieniom działa trochę jak kapsuła ratunkowa. Wszystkie elementy poboczne, takie jak koła, spojlery czy zawieszenie, są zamontowane w taki sposób, aby w czasie wypadku odpaść i zabsorbować maksymalnie dużo energii. Sam kierowca miał być bezpieczny w kokpicie.
Monokok się sprawdzał przez ponad dwadzieścia lat. Uchronił dziesiątki kierowców, którzy dziś żyją tylko dla tego, że inżynierowie odwalili kawał bardzo dobrej roboty. Doskonałym przykładem był słynny wypadek Roberta Kubicy z Kanadzie w roku 2007. Polak uderzył w betonową bandę z prędkością dochodzącą do 200 km/h, a jedyne co się stało to… zwichnął nadgarstki. Gdyby zwykły kierowca cywilnym autem miał podobne zdarzenie, to jego szanse na przeżycie byłyby minimalne. Absolutnie żaden obecnie oferowany samochód cywilny nie może się równać z bolidami Formuły 1! Nawet najdroższe modele są o lata świetlne za wyścigówkami.
Niestety rok 2014 zweryfikował założenia inżynierów. Optymizm ustąpił miejsca obawie. Czemu? Otóż po dwudziestu latach cały świat sportów motorowych, z Formułą 1 na czele, obudził się z letargu. Fizyki nie da się oszukać. Przeciążenia zabijają bez względu na to jak zbudujemy bolid. Ponad 200G to prawdziwy wyrok śmierci. Nie ważne czym jedziemy.
Jules zmarł 17 lipca 2015 roku po prawie roku śpiączki. Bezpośrednią przyczyną śmierci był rozległy uraz aksonalny, czyli uszkodzenie mózgu spowodowane silnym wstrząsem. Niestety mózg nie ma poduszki powietrznej. Nie ma systemu, który go delikatnie zahamuje w sytuacji zderzenia. Nic wymyślonego przez człowieka nie jest w stanie mu pomóc. Po raz kolejny- fizyki nie da się oszukać!

Podsumowanie tego materiału nie jest proste. Powiedzieć, że prędkość zabija to duże uproszczenie. To znany i oklepany frazes, który był powtarzalny w wielu różnych kampaniach na przestrzeni lat. Niestety jego wpajanie nie przynosi większych efektów. Zatem niech to właśnie Jules Bianchi będzie przykładem i uosobieniem tego co z człowiekiem może zrobić prędkość. Jak łatwo może nas zabić, nawet jeśli korzystamy z rozwiązań, które kosztowały setki milionów dolarów i łączą w sobie pomysły setek najwybitniejszych inżynierów. W chwili śmierci młody Francuz miał zaledwie 26 lat. Przed nim było wiele lat dobrze zapowiadającej się kariery. Dziś już go nie ma wśród nas. Choć brzmi to banalnie, to zabiła go prędkość. Nie uratował go monokok bolidu Marussia MR03. Pomyślcie o tym, gdy będzie was kusić aby wcisnąć gaz do dechy. Nie ważne jaki macie samochód. Kosztował tysiąc złotych, czy milion. Wasze szanse są nieporównywalnie mniejszy niż Julesa, a jednak on zginął. Myśleliście kiedyś w ten sposób?!



Materiał pragniemy poświecić pamięci Julesa Bianchiego. Pierwszego kierowcy, który zginął na torze Formuły 1 od roku 1994. Na zawsze pozostaniesz w naszej pamięci.


0
recenzje

Wróć do spisu treści